no to jestesmy w stolicy Yunnanu, 25 godzin minelo calkiem szybko (podroz przyjemniesza niz TLK relacji gdynia - zakopane). Chinczycy nie chrapia za bardzo, rowno o 22 jest gaszone swiatlo i wszyscy jak na komedne ida spac. Dzieci sa co do zasady grzeczne, raczej nie placza, nawet gdy na skutek upadku o malo nie zlamia sobie szczeki. Niemowalki nie nosza pieluch, praktyczniejsze sa spodnie z dziura w kroku,zawsze przeciez mozna nasikac do kosza na smieci, oczywiscie mamusia nad takim koszem dziecko trzymac musi.Azajatycka toaleta tez calkiem ok, w polskim pociagu widzialam znacznie gorsze.
Dzis udalo nam sie troche pozwiedzac, zaliczylismy 2 swiatynie i park w kun mingu. Ci chinczycy to sie potrafia bawic, w parku albo grali w karty tudziez inne gry, tanczyli sobie w koleczku lub tez lancuszku, spiewali itp .... no sie na nas gapili szczegolnie ci starsi.
Zbliza sie swieto ksiezycowe i wszedzie sprzedaja ciasteczka ksiezycowe.
Jedzenie: dzis byl kociolek, do ktorego wrzucalo sie rozne rzeczy (kuraczak, noodle inne warzywa) i one sie w tym kocialku podgrzewaly i wychodzilo z tego cos a la zupa tzw. noodle across the bridge. Srednie raczej.
Na razie po chinach podrozuje nam sie dobrze, najwazniejsze to miec gdzies napisany krzak, ktory oznacza miejsce gdzie sie chcemy udac - reszta to juz latwizna. Pan w autobusie pokiwa glowa jesli jedzie w przeciwna strone, jesli musimy sie przesiac wskaze w jaki autobus (numeracje maja tez po naszemu) i wysadzi na odpowiednim przystanku. Przechodzenie przez ulice tez nie jest takie trudne, trzeba sobie upatrzyc chinczyka ktory tez chce przejsc i podazac jeden krok za nim, a jak trobia przyspieszyc. Trauma to zakupy, z ciekawosci zawitalam do vero mody, no i dwoch sprzedawcow sie poklocilo, ktory ma mi sluzyc pomoca - coz szybko ucieklam.
Jutro Dali tylko 5 godzin, dla odmiany autobusem.